Dziewoy

Cześć, jestem Dziewoy.

Egotystyczny wróżbita racjonalista, samolubny, autopromocyjnie zakręcony psychotyczny hodowca kotów (chwilowo bez trzody) pijący bardzo niewiele alkoholu, czerpiący korporacyjne profity diler globalista, skarbnik kozienickiego oddziału partii Zielonych – wieczorządzący związków zawodowych w Elektreopłowni, amator piłora, użytkownik foto kamery, sportowiec na emeryturze, wiecznie wracający do kraju emigrant, niespełniony student, biznesmen pracujący na kontrakcie, wyrachowany chłodnik kochanek, incydentalny grzybiarz, rowerzysta z przymusu, biegacz z wyboru, zbieracz złomu i koruchów z mleka, emocjonalny kaleka. Osoba poranna, lubiąca „prawdziwą muzykę”.

Moje wpisy

Wooden Woody

Wooden Woody   Leżeliśmy razem na łóżku przed telewizorem i oglądaliśmy ?Anything Else? Allena. W tradycyjnej podkołdernej symetrii ciał odrębnych. Z głowami zawieszonymi na wezgłowiu, na  ścianie przeciwległej do telewizyjnej. W sino niebieskiej poświacie ekranu.

oskarżony

Sprawa sądowa przeciwko mnie na rowerze i alkoholowi we mnie toczy się przeszło pół  roku. I końca nie widać. Zaczęło się przed wakacjami. Padło pytanie, czy leczyłem się psychiatrycznie i czy mam problemy z substancjami psychoaktywnymi lub alkoholem. Po tym, jak padła odpowiedź, trzeba dodać ? wyczerpująca, wysoki sąd rozprawę odroczył do ?po wakacjach?. Do […]

rzygoliada

Koło trzeciej w nocy znudziło mi się. Haftowałem co jakieś pięć już dziesięć minut od wczesnego popołudnia. Co daje cztery pięć rzygów na godzinę, przez załóżmy piętnaście godzin, to jest grubo ponad pięćdziesiąt potężnych półtora litrowych pawi.

przerwa obiadowa

Nie ma sensu dłużej siedzieć. Młody nic nie wymyśli. Ja wymyślę jeszcze mniej. Nie będzie wódki. Piwo jest bezużytecznie ? nie smakuje, nic nie daję, zwracane jest bezpośrednio po spożyciu, z krzykiem i wyciem, a też podduszeniem i zadławieniem. Dzień wstał na dobre. Słoneczny nawet. Ciepły. Tyle człowieczego, ludzkiego. Dwa wieczory wcześniej, kiedy siedzieliśmy jeżowską […]

głupia przerwa

Leżałem na tej podłodze i szczerze nie wierzyłem, że uda mi się tego dnia wstać. A kolega, słyszałem, tarmosi się, odgraża do syna, że wychodzi do pracy. Koszmar. Będzie chciał, żebym wyszedł z nim. Nie dam rady. Nie ma siły. Umrę, ale zostanę. Ledwo mogę usiąść na tej wykładzinie na deskach, a i to bezcelowe.