Strona główna » Blog » Obóz dekoncentracyjny

Obóz dekoncentracyjny

napisał Wojtek Dziewit

Obóz dekoncentracyjny

Udałem się do lekarza. Żeby dostać zaświadczenie o problemach z koncentracją. Rzekomych problemach, bo i zaświadczenie dotyczy kwestii przyszłych a niepewnych. Rzekome, jak rzekome, problemy z koncentracją są. Pracuję w norze TNT na pięciu czy sześciu programach komputerowych jednocześnie, czytając w międzyczasie wszystko na Onecie, doglądając kurierów i paczek oraz słuchając Trójki na cały regulator – pojawia się na ekranie komunikat o konieczności zmiany hasła. Wiem, że nie wiem jak to zrobić. Ktoś mi kiedyś tłumaczył – albo nie słuchałem wcale, albo słucham jednym uchem, ale wiedziałem, że nic nie zrozumiem, więc słuchałem, ale nie chciałem przyswoić. Opowieści o tym, jakimi krętymi meandrami postępuje zmiana hasła w konkretnym, ściśle przez zespół bezpieczeństwa gdzieś „na górze” kontrolowanym programie, wiedziałem, zbyt będą nieprzystające do pożądanego efektu – słowa słowami, procedura procedurą – czym potwierdzić, czym zaakceptować, a czym zatwierdzić i ostatecznie ustalić nowe hasło…? Słyszałem więc coś kiedyś, nic nie zrozumiałem, w efekcie – wiedziałem, że nie wiem.

Jednak postanowiłem spróbować. I poszło. Zmieniłem, znaczy chyba zmieniłem, bo działałem dalej w Unixie dzień cały, na drugi dzień dopiero okazało się, to co się okazało, że koncentracja, że rozkojarzenie, że dobrze, że byłem u lekarza, nie tylko dobrze, bo dostałem zaświadczenie, które mi się przyda gdyby, a dobrze też, bo mam receptę, też w razie czego, wykupować nie zamierzam, nie jest tak źle kiedy człowiek lekko pogubiony…Nie ma to jak się od czasu do czasu rozkojarzyć, a nawet całkiem zdekoncentrować.

Hasło zmieniłem, nazajutrz okazało się, że nie pamiętam na jakie. Nie pamiętam też, w którym programie zmieniłem. Pamiętałem, że gdzieś zapisałem hasło i do czego, ale pamiętałem też, że zapisałem to w momencie, kiedy uświadomiłem sobie, że chyba nie pamiętam dokładnie, jakie to hasło i do którego programu.  Były więc to zapiski człowieka, który próbuje narysować mapę swoich dotychczasowych podróży w momencie, kiedy widzi – zgubiony. Nie zawsze to wychodzi. Więcej, nigdy to nie wychodzi dostatecznie dobrze. W okolicznościach, kiedy droga powrotu jest jedna a inne, wszystkie inne wiodą na manowce – taka mapa tylko grozę budzi. Nie ma pewności. Nie ma żadnej pewności. Na drugi dzień nie dość ze zablokowałem Unixa wpisując rzekomo nowe dobre hasło, jeszcze innego programu nie uruchomiałem w związku z problemami z logowaniem – sobota była, help desk nie odbierał, wyszedłem nie zrobiwszy tego, co należało, ale wyszedłem, szczęśliwy, bo wiedziałem – pomieszkam…

Podomowię się. Pomieszkam. Wczoraj się nie udało, bo i się nie zapowiadało. Udało się na tyle, na ile udać się mogło. Sam w domu od tygodnia, wyjść do pracy w sobotę na trzy godziny musiałem. Bardzo rano. Ale i rano dzięki temu bardzo wróciłem. Jeszcze po powrocie mogłem zjeść śniadanie. Wiec tak, jakbym nie wychodził, jednak wychodziłem. Potem miałem wyjść, a nie wyszedłem – dezercja, kapitulacja, sabotaż dnia zaplanowanego, wszystko po to, żeby się podomowić.

Nie pomylę siedząc dziś cały dzień na chacie żadnego hasła. Nie sprawdzę błędnie rozkładu jazdy – chałupa, mam nadzieję, nigdzie nie odjedzie, jak na co dzień – nie odjeżdża, stacjonarna raczej jest. Nie będę w głowie układał żadnych planów: gdzie wcześniej i jak jechać, żeby potem zdążyć tu i tam i nie stracić czasu, załatwić co trzeba, wrócić jeszcze na Górnicze i zobaczyć, jak biegną w Berlinie czy odbijają w Toronto. Nie palnę głupoty słownej w krępującej rozmowie z tym czy tamtym, sam jestem, sam do siebie gadam, a jak sam do siebie gadam to raczej milczę. Jestem wyrozumiały dla siebie samego, milczącego, by nie mówić do siebie.

Od czasów lipcowego  obozu w Rejowie, w pracy jem śniadanie koło 9 rano. Jak tam, po przebieżce, przed treningiem, z zegarkiem w ręku. Przez pawie całą sobotę i niedzielę całą całkiem w czterech ścianach jem, kiedy tylko zachcę mi się jeść. Znaczy chce mi się częściej niż jem. Często chce mi się coś chapsnąć, nie chce mi się wstać.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *